niedziela, 24 lutego 2008




Gdybym szukała motta...

"Musisz uwierzyć w radość dnia,
by umieć innym radość dać,
by ich nauczyć jak pokonać strach.
Musisz pokochać ludzki śmiech,
musisz pokochać ludzki grzech,
zanim przez życie pójdziesz (...) sam!"
Dorota Stalińska: Kolory świata

niedziela, 10 lutego 2008

Dla wyrównania oddechu ;)
















Kobiety upadłe :) część 6

I ostatni upadek. OSTATNI, ZROZUMIANO??? Miał miejsce na maneżu i jak kolejność wskazuje – przy współudziale Dubla oczywiście. :) Widać Dubcio lubi przeplatanie i lubi o sobie przypomnieć. :)
Trudno bolesne starcie z ziemią nazwać uroczym, ale to miało tyle wdzięku i było tak zabawne, że jeszcze w tej chwili rechoczę, a instruktor następnego dnia zgłaszał występowanie zakwasów w brzuchu ze śmiechu.
Nasz pomysłowy instruktor na „oświetlonym” maneżu urządził zawody! A co, nie ma to jak współzawodnictwo! Szaleństwo straszne! Śmiech, radość. :) W pewnym momencie moja przyjaciółka zakończyła już swój przejazd. :) Byłyśmy kapitanami przeciwnych drużyn – instruktor wpadł na pomysł z piekła rodem, by pokłócić przyjaciółki (a guzik!!! nie udało się :)). W każdym razie w chwili przerwy stwierdziła, że Dubel ma źle zapięte wodze, więc na stojącym koniu rozpięła je i wtedy w sąsiednim domu ktoś prawdopodobnie spuścił żaluzje… Dubel się wzdrygnął, a ona spadła. Wyglądało to jakby koń stał, a jeździec zleciał! :) W każdym razie Dubel na dobre spłoszył się dopiero upadkiem jeźdźca. I tu zaczyna się najzabawniejsza część historii, bo tym razem poturbowana amazonka ulżyła sobie za wszystkie upadki. Wpadła w taki słowotok wyrzucając wszystkim wszystko, że pokładaliśmy się ze śmiechu na koniach, a instruktor kucał na ziemi, bo nie miał siły stać. :) Oczywiście nasz śmiech uskrzydlał amazonkę, która skupiła się następnie na naszym braku współczucia, co rozwaliło nas na całej linii. Pod koniec sama się śmiała, ale chyba nikt wcześniej ani nikt później nie widział jej tak ożywionej i TYLE mówiącej! :)
I mam nadzieję, że tym, co by nie mówić, efektownym upadkiem, moja przyjaciółka zakończyła karierę kobiety upadłej! AMEN!

Dla złagodzenia napięcia ;)











Kobiety upadłe :) część 5

Czwarte bliskie spotkanie z matką ziemią odbyło się za przyczyną blond wredzizny – Folgi. Ta klacz – szalenie inteligentny stwór, łaskawy dla wszystkich początkujących, zrzuca najbardziej wytrawnych jeźdźców. Pamiętam, że zajęcia odbywały się na „oświetlonym” maneżu, czyli ciemności jak… Lekcja z serii indywidualnej pracy z koniem. Przyjaciółka i Folga – dwie indywidualności ;) źle na siebie reagują. Jednak pod wpływem wskazówek instruktora, wydawało się, że pełen sukces – lęki i opory przełamane, koń posłuszny, energicznie wykonujący polecenia. Tymczasem wyczekała menda… Ostatnie zagalopowanie i Folga biegnąc w kierunku stada urządza rodeo, które do dzisiaj wszyscy obecni na lekcji wspominają… Przez całą długość maneżu pędzi mocno brykając co kilka fule. Masakra! Kiedy przyjaciółka spada, traci przytomność. Co prawda wypiera się tego do dzisiejszego dnia, jednak kilka osób odniosło takie wrażenie. Na pytanie, czy pamięta jak instruktor reanimował ją „usta - usta” ;) chwilę milczy i dopiero później krzyczy, że to nieprawda! Folgo-uraz trwa do dzisiaj i chyba nikogo nie dziwi.
Ja po tym upadku jestem tak wściekła – widziałam już wiele ofiar tego konia – że syczę, iż Folga tylko w puszkach w barze powinna być serwowana!!! Na co usłyszałam syk innej rozgniewanej amazonki „Co ty, ona nawet w puszkach by zaszkodziła!!!”.
Jedyna sprawiedliwość ;) (sprawiedliwość jak się okazuje to pojęcie względne ;)). W każdym razie satysfakcja dla mnie. ;) Nasz instruktor tego dnia był taki śliczny! :) Prawdopodobnie spieszył się z jakiejś randki na naszą lekcję i pierwszy (i ostatni :)) raz miał śliczne buciki, popielate spodenki w kancik, śliczny ciemny golfik i cały był ach i och! :) I biedaczyna w wyniku wypadku i naszego krzyku taki cały ładny musiał dosiąść swojej ukochanej Folguni. Zły był, bo nie chciał konia karać z opóźnieniem. I tu przyznałyśmy mu rację! Ale tak całkiem bez kary? Biedaczyna ponad pół godziny prowokował mendę, wreszcie nie wytrzymała i strzeliła z zadu! :) Wszyscy jeźdźcy siedzieli zmarznięci na rumakach i obserwowali zmagania. A z Folguni para szła każdym skrawkiem końskiej sierści. W końcu wszyscy usatysfakcjonowani wróciliśmy do stajni. Przyjaciółka, zahartowana w boju, Bogu dzięki cała, jedynie mocno obolała wróciła do domu. Odwołałyśmy zaledwie jedną lekcję i na koń!!!

Znów chwila oddechu :)
















Kobiety upadłe :) część 4

Trzeci upadek to znowu Dubel. Tym razem chłopak pełen wigoru i ambicji postanowił uporządkować hierarchię w stadzie. No cóż, bywa i tak… Dojeżdżaliśmy już do stajni, właściwie ostatni lasek i dom. Na Tunelu najjaśniejszy instruktor w stajni ;), przyjaciółka na Dublu, który ze środka zastępu zaczął nagle przyspieszać na jego czoło. W sumie do domu każdy się spieszy, to nawet „dodanie” Dubla jej nie zdziwiło. Jednak okazało się, że Dubel gonił Tunela. Nie podobał mu się prowadzący. Gdy był wystarczająco blisko, zaatakował. Zębiskami nie trafił w Tunela, jak planował, ale kolano instruktora. Odpędzany stanął dęba zrzucając przyjaciółkę. Ta upadłszy postanowiła się nie ruszać. Walka rozgorzała na całego, bo Dubel pozbawiony jeźdźca ponownie zaatakował. Po chwili zapanowała martwa cisza, leżąca przyjaciółka wydawała się martwa… To najdłuższe minuty w życiu… Boże, jak Ci dziękować?! Pozbierała się i o własnych siłach, na własnych nogach dotarła do stajni. Cała i zdrowa! Gdy dowiedziałam się, że udawała martwą, żeby jej konie nie podeptały, dla odmiany miałam ochotę jej nakopać!!! Niby kilka osób potwierdziło teorię „martwego żuczka” jako prawidłową, ale czy ktoś wie, ile ta teoria kosztuje przyjaciółkę siedząca na koniu??? Kiedyś zejdę z konia na zawał przez samo patrzenie!

Świąteczne niebo
















Kobiety upadłe :) część 3

Drugi upadek nastąpił dość szybko i niestety miał poważne konsekwencje.
Jedno stanowczo stwierdzam - po stokroć wolę spadać niż patrzeć na upadki! To jest straszne, jest się tak bezradnym…
Po drugim upadku kilka nocy budziłam się z krzykiem. A na widok Kaliny ostrzyłam zęby ze słowami „poczekaj, ja ci jeszcze odpłacę!”. Kalina była wtedy koniem torpedą, rozpędzała się strasznie, a ponieważ jest duża i cwana, zakręty na ujeżdżalni ścinała. Jeździec w zakręcie tracił równowagę i nie miał już szans. Dokładnie tak wyglądał upadek tego feralnego dnia. Jeszcze byłyśmy mocno początkującymi jeźdźcami. Kalina była wielkim i trudnym wyzwaniem, ale ponieważ moja przyjaciółka ma talent i dobrze radzi sobie z końmi, nie był to jej pierwszy raz na grzbiecie Kaliny. Niestety, tym razem się nie udało. Pamiętam instruktora, który mówił „słyszę, że dobrze”, ale dobrze wcale nie było. Tracąc równowagę amazonka zaczęła spadać trzymając się szyi konia. Kalina czując ciężar na szyi zaczęła przyspieszać. W zakręcie siła odśrodkowa wyrzuciła jeźdźca na zewnątrz. Przyjaciółka przelatywała przed kopytami rozpędzonego konia. Uderzenie było mocne. Dziękuję Ci, Boże, za kask! Za to, że wytrzymał uderzenie. Wyglądało to strasznie. Jednak po chwili – jaka ogromna ulga – przyjaciółka staje na nogi. Niestety, w stresie nie odczuwała, że uszkodziła torebkę stawową. Upadek wykluczył ją z jeździectwa na ponad 4 miesiące.
Ja starałam się jeździć, to był trudny czas. Każdorazowo stając przy boksie Kaliny mówiłam, co o niej myślę i że kiedyś – pewnego dnia, jak nauczę się jeździć, to ją tak pogonię… A po miesiącach, kiedy na niej siedziałam i czułam, że mogłabym dzisiaj wypłacić jej ból, który zadała i wyrządzoną krzywdę, oczywiście nie bijąc, tylko pokazując kto w duecie człowiek – koń dominuje, to ze smutkiem i współczuciem targałam kalinową grzywę, bo nie mogłam słuchać jej astmatycznego oddechu…

Różni milusińscy ;)
















Kobiety upadłe :) część 2

Dość bogatym dorobkiem upadłości ;) może poszczycić się moja przyjaciółka. Jeździmy razem prawie na każdą lekcję. Moje pierwsze kontakty z koniem odbywały się przy współudziale przyjaciółki. Ważne, by mieć wsparcie w drugiej osoby w tak trudnych i bolesnych chwilach jak pierwsze godziny na koniu. :):):) Oczywiście, że to trudne i bolesne godziny dowiadujemy się po urzeczywistnieniu świata marzeń. Wcześniej jazda konna wydaje się tak lekką i piękną przyjemnością. :) Później to też jest ogromna przyjemność, tyle, że z lekkością ma niewiele wspólnego. ;) Ile człowiek mięśni nagle odkrywa!!! Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że przyjaźń połączona ze wspólną pasją jest prawdziwą Bożą łaską. Jak cudownie nie zmagać się samemu z końskimi kryzysami. Niebiosa wciąż sprawiają, że nasze kryzysy nigdy nie synchronizują się, zawsze na przemian. I całe szczęście, bo jak jedna krzyczy „Dość! Więcej nie jadę, nie nadaję się!”, druga ciągnie mówiąc „Jak to?! Przecież świetnie sobie radzisz! Po prostu potrzeba czasu i cierpliwości!”. I tak się wyciągamy wzajemnie za uszy z tego kryzysowego bagienka.
Właśnie przypomniałam sobie jeszcze jeden mój koński upadek! Był podobny do pierwszego upadku mojej przyjaciółki. Ja co prawda samodzielnie podjęłam decyzję o zejściu z konia, bo myślałam… Nie wiedziałam, że na lekcji jazdy końskiej myśli TYLKO instruktor! No dobra, życzymy smacznego!
Mojej przyjaciółce pomógł Dubel. Ot, potknął się, a ona uznała, że lepiej z niego zeskoczyć niż się podciągać. I tak można! Radość przeogromna połączona z pytaniem instruktora „jak to zrobiłaś?” i wspaniałe, smaczne rogaliki gratis! :)

Uroki matki ziemi
















Kobiety upadłe :) część 1

Najważniejsze to sprowokować tytułem, prawda? :) Ale nie, tym razem nie będzie o moralności, tylko o jakże słodkich, bliskich spotkaniach z matką ziemią, przy udziale kochanych wierzchowców.
No to jadziem… :)
Ja „niestety” nie mam bogatego dorobku w tej „dziedzinie” jeździectwa. Nawet kiedyś oburzony instruktor wyrzekł: „uczepiła się konia i już wcale nie spada”. Jak to miał być komplement, to dziękujemy – niewypał!
A upadki…
Pierwszy bardzo widowiskowy, choć bardzo bezpieczny. Miał miejsce na rajdzie, gdzieś w Borach, na koniuszku świata, choć pięknego, to wypełnionego dziwo–stworami pozbawionymi uczuć. Ot, zastęp koni mechanicznych z inżynierami na grzbietach, tyle, że naoliwić trzeba, zatankować i dalej w drogę. Cudny świat nieczułych ludzi. Bywa i tak…
Upadek zawdzięczam sobie i swojej uśpionej czujności! Pokonywaliśmy rów, właściwie mały rowek. Pewnie gdybym konika pogoniła, przeskoczyłabym z zamkniętymi oczyma, ale że to prawie w lesie było, to koniki w stępie wchodziły do rowu i wychodziły. Wszystkie poza moim końskim szczęściem. Mój wszedł i zrobił bam, bądź, jak to określono, „złożył się” pode mną. Może nawet bym się utrzymała, ale pamiętam, że pomyślałam o panice konia i po prostu pokulałam się robiąc fikołki. Mój móżdżek zaalarmował, że koń wyskakując może mnie podeptać, więc wykorzystałam końską energię do fikołków. :):):) Wrażenie zrobiłam ogromne, wyglądało to prawdopodobnie strasznie, a ja byłam rozbawiona. Jedynie nie zaczekałam, aż mój błędnik przestanie szaleć i dość chwiejnym krokiem – od drzewa do drzewa – udałam się w kierunku konia.
Drugi upadek już był w 100% „zasłużony”. W terenie, na „moim” ukochanym Wigusiu, kiedy zastęp kłusował, ja galopowałam, bo było tak fajnie. :) Galopowała również Blanca, z tą różnicą, że blondynka chciała Wigusia wyprzedzić, ten się jej wystraszył i w nogi. :) Zerwał się w bok i przyspieszył. Mimo, że mną zachwiało, udało mi się go utrzymać, zwolnić i prawie zatrzymać. Niestety, nie byłam w siodle, ale osiągnęliśmy już kłus i sytuacja zdawała się być opanowana i wtedy… Wiguś najwyraźniej się wkurzył, bo przechylił się i najzwyczajniej w świecie strząsnął mnie z siebie. Rewelacja. Zleciałam jak dojrzały owoc. :) Tego się nie spodziewałam, rozbawił mnie ogromnie! :) Tu dla odmiany siedziałam na ziemi, żeby nie iść krokiem pijanego mistrza. :):):) „Kochany i wrażliwy” instruktor podjechał, spojrzał i – Nic ci nie jest? – Nie. – To na co czekasz? WSTAWAJ! No kurde, nie oczekiwałam, że mnie pogłaszcze i przytuli (75% amazonek regularnie spadałoby na każdej lekcji kilka razy), ale żeby się drzeć na obolałego! BEZDUSZE ;)
Cudownie nic mi się nie stało i mogłam bez żadnych przerw jeździć dalej. Następnego dnia byłam umówiona na tenisa, moje podbieganie do piłki musiało wyglądać naprawdę komicznie! :)

poniedziałek, 4 lutego 2008




Całe życie zbudowane jest
z maleńkich cząstek,
jak plątanina gałęzi
tworzy wielkie drzewo.
Okazałeść gościnność.
Uczyniłeś swoje serce
większym domem.
Na każdym konarze
siada ptak przyjaźni,
wyśpiewując
tajemnice radości,
że tylko dzielona
- trwa.
Agnieszka Bieńkowska * Kerstin Hess
Gratuluję Ci, udało się
AKWARELKI

Dziękuję!

Udało Ci się
spełnić marzenia.
Tak wsłuchać się
w czyjeś serce,
tak otworzyć się
na kogoś
i nie uciec
przed bliskością.
Podejść do kogoś
z miłością,
która gotowa jest do zmian.
Nie grzeszyć pewnością,
że wszystko wiadomo.
Odkryć człowieka.
Wyjść mu naprzeciw.


Agnieszka Bieńkowska * Kerstin Hess
Gratuluję Ci, bo udało się
AKWARELKI