poniedziałek, 7 lipca 2008

Szczyt rozkoszy


Kobiety upadłe :) część 8

1 lipca 2008 r.

To oburzające, że kolejną część „kobiet upadłych” muszę dopisać o sobie! Kurka, dwa lata bez bliskich spotkań z urodziwą, kwiecisto – kamienistą matką - ziemią i masz – ZNOWU! Nowe hobby? ;) Prawda, napisałam: wolę spadać niż patrzeć na spadających, nawet to podtrzymuję, ale może skończmy z tym spadaniem? WSZYSCY! ;)
Do tego załatwiła mnie kolejna blondynka!
BLANUŚ, moja najsłodsza, jeszcze rozliczymy ten potrójny szereg! ;)
A było tak…
Cudowne galopy, również na PRAWĄ nogę! :) Nareszcie, bo miałam już traumatyczny lęk galopu na prawą nogę każdego konia. :)
Zaczęliśmy skakać przeszkody. Najpierw pierwszą z szeregu. Blanuś skoczyła jak anioł. :) Pełna kontrola, ani za szybko, ani za wolno. Rzadko spotykane tempo, :) więc wyściskałam tę siwą grzywę. :) Wycałowałam. :) A to była zmyła! Kolejny przejazd miał dotyczyć wszystkich trzech przeszkód. :) Na to czekała! Jak śmignęła, to po pierwszej przeszkodzie wykręciłam ją z szeregu. Rozpoczęła się walka. Kto zna Blanuś, wie, co oznacza turbodoładowanie na przeszkodę połączone z celownikiem – cokolwiek się da, ale skaczemy! Nie podzielałam jej entuzjazmu. :) Lubię mieć wszystko pod kontrolą, szaleństwo też na moich warunkach! ;) Nie będzie blondynka decydowała co skaczemy i z jaką prędkością!

Przejazdy były różne, po pierwszej przeszkodzie wyprowadzałam ją z szeregu. Walka trwała, ale wydawała się wygrana, więc postanowiłam przejechać całość. :) Dodatkowo ogłoszono zawody! Wygrywa ten, kto zrobi najwięcej foulée pomiędzy pierwszą i drugą przeszkodą. Ponoć je wygrałyśmy!:) Miałyśmy 6 foulée! Ale przejęta amazonka, czyli, kurka, JA, zapomniała patrzeć na 3 przeszkodę, a właśnie z niej Blanuś spłynęła. Po drugiej przeszkodzie zrobiła manewr, który ja stosowałam wcześniej! :) Kiedy spojrzałam, to jechałyśmy wprost na ażurowy, wysoki bok przeszkody. Pomyślałam, że rozwalimy to oraz siebie w strzępy i jedyne co mi zaświtało, to dostać się między ową przeszkodę a konia. Czasu nie było wiele, jakieś ułamki sekund. ;) Przypuszczam, że było 10 znacznie lepszych rozwiązań, ale ja wybrałam ten wariant. Nawet nie mogę winić Blanuś! :) Tylko moje myślenie! Rewelacja, nie? Ułamki sekund, a KOBIETA ZDĄŻY POMYŚLEĆ!
Przypuszczam, że jak Blanca skręciła, to mnie wyrzuciło w bok – tak sobie wydedukowałam :) – a myślenie zostało wymuszone przechyleniem ciała. Nie mam pojęcia. :) Pamiętam tylko moje przerażenie, że jak zostanę w tej pozycji, to z impetem walnę w to drewniane kolorowe paskudztwo.

Nikt nie wpadł jeszcze na przeszkody dmuchane? Wodne? ;) Wtedy z luzikiem pojechałybyśmy dalej.

Słodka blondynka lekko zdziwiona stała obok mnie :), a ja, Bogu dzięki, lądowałam jak na puszysty obłok, miękko, delikatnie, bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Alleluja!
Ale ponoć kopytka blondynki były blisko! Jak spadać, to robić wrażenie, nie? ;)
Na końcu wszystko = skoki poprawiłyśmy. :)

Ta sama Warta zupełnie gdzie indziej...


Czasami wołam w niebo: Dlaczego ja?
Dlaczego właśnie ja? I jest w tym
tak wiele bólu, żalu i potępienia
samej siebie za słabość tej rozpaczy.
Za niemożność bycia silną.

Człowiek, który ujrzał śmierć siedzącą
w zamyśleniu na fotelu,
ma w sobie ciszę. Ciszę przejmującą.
Nie żaden strach. Bo strach
się skończył, tak jak łzy. Tylko życie
trwa, lecz nie wiadomo,
jak długo jeszcze.

*

Nie chcę, by ludzie czuli się przytłoczeni moim smutkiem. To nie ich sprawa, na pewno mają wiele własnych problemów.

Tamara Zwierzyńska – Matzke: Czasami wołam w niebo