wtorek, 13 maja 2008

Rambo Sprężynka z mamą

Skradnie każde serce bez dwóch zdań!

Kobiety upadłe :) cześć 7

I kto by pomyślał, że kolejny rozdział „Kobiet upadłych” dopiszę ja? Życie potrafi zaskoczyć… I to bardzo! :) No cóż…
W piątek, 9 maja 2008 r. przybyłam do Niwki po bardzo intensywnym dniu. Jazda miała być cudownym, rozprężającym relaksem. :) I co by nie mówić, była, tyle, że inaczej. ;) Wpisana ukochana Malena. :) Gdy idę ją ubierać mijam rozbawioną grupę ludzi przy ogromnym ognisku. Jak ja uwielbiam patrzeć na ogień...
Malenka stoi sama i czeka. Widać, że jest mocno zainteresowana imprezą na zewnątrz. Muzykalna kobyłka, pozwala pięknie przygotować się wystukując kopytkami rytm. ;)

Na maneżu wygodnie, cudownie, spokojnie. Świat z perspektywy konia wygląda urzekająco i mimo wszędobylskich muszek już stęp na końskim grzbiecie jest tym, do czego dążyłam przez cały dzień. Wiem, że opłacał się całodzienny szaleńczy cwał dla tych chwil. Pełen relaks, rozprężenie i… BAM! :) No właśnie...
Właściwie nie wiadomo, czego Malena się przestraszyła tak mocno. Impreza trwała bez większego natężenia, nie zauważyłam niczego, co mogłoby wywołać tak wielką panikę. Ponoć mógł to być sąsiad. Przyznaję szczerze, spuściłam z oka mojego rumaka. Byłam przechylona na jedną stronę, bo sprawdzałam, czy nie zahaczymy tyłem opartego o przeszkodę bata. :) Tego pomarańczowego, kurka! Kiedy coś przeraziło Malenę ja byłam skupiona na pomarańczowym baciku i związanymi z nim traumatycznymi przeżyciami! Czyli jakby nie patrzeć WINA INSTRUKTORA! ;) Nagle wybiło mnie coś w powietrze :) a kiedy spadałam konia już nie było pode mną, jedynie cudownie miękki piasek. Bogu dzięki nie spadłam na przeszkodę. Ale uwaga :) jestem z siebie dumna, bo utrzymałam wodze i konia! :) Niestety nie na długo. Malena była tak przerażona, a ja zadziwiona tym, co miało miejsce chwilę wcześniej, że za trzecim razem udało jej się wyrwać. Walczyła dopóki nie uwolniła się.
Oczywiście w ramach współczucia usłyszałam: „To, kiedy będzie placek, bo twojego jeszcze nie jedliśmy?”! A ktoś o empatii ściemniał ostatnio…
Ale i tak najbardziej poruszyło mnie to, co dopiero nastąpiło. Przerażona Malena uciekła, ale kiedy udało mi się dokulać do połowy maneżu przykłusowała do mnie z pochyloną głową, jakby chciała powiedzieć: „Przepraszam, naprawdę nie chciałam się wystraszyć”. I jak jej nie kochać? Wyściskałam ją, wycałowałam i wsiadałam, wszak lekcja dopiero się zaczynała. :) Ale nie powiem, obie byłyśmy już lekko podniecone tego dnia, czujnie rozglądałyśmy się, co jeszcze mogłoby nas wystraszyć. ;)